Nie znam nikogo, kto oprze się plackom ziemniaczanym, szczególnie tym prosto z patelni - gorącym, o chrupiących brzegach. Kuchnia mojego dzieciństwa i młodości mocno kojarzy mi się z tym daniem. Przygotowanie go miało swój rytuał. Najpierw wybierało się największe ziemniaki, potem cienko je obierało, a następnie dawało mężczyźnie do starcia (rąk kobiet było szkoda do okaleczeń, w dodatku mężczyzna używając większej siły nacisku, wykonywał tę czynność szybciej). Starte ziemniaki doprawiała już i smażyła babcia, mama, czy ciocia. Do pulpy ziemniaczanej musiały trafić co najmniej 2 duże wiejskie jaja, łyżka mąki, czasem starta cebula, czasem łyżka śmietany i więcej niż mniej soli (placki mało osolone są niesmaczne). Kucharka obowiązkowo próbowała placka z pierwszej patelni, upewniając się czy smak jest właściwy. Potem zawsze było tak, że placki z talerza znikały szybciej niż się smażyły. Popijało się je mlekiem słodkim lub kwaśnym.
Dzisiaj pomimo, iż tarcie ziemniaków odbywa się za pomocą elektrycznej maszyny i po usmażeniu odsączam je z nadmiaru tłuszczu, nadal mi bardzo smakują. Staram się, aby jesienią, kiedy to ziemniaki są najbardziej wartościowe, placki gościły na moim stole przynajmniej 1-2 w miesiącu.
Przepis na placki ziemniaczane w dziale
Dania bezmięsne
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz