Jestem w wieku 50+. Czynnie wykonuję zawód pedagoga.
Mam dwoje dorosłych dzieci, które już
dawno wybyły z domu. Mieszkamy z mężem w niewielkim miasteczku na Podlasiu, a
od wiosny do jesieni czas wolny spędzamy w oddalonej o 10 km wsi. Często też organizujemy sobie wycieczki po bliższych i dalszych zakątkach naszego
regionu.
Adekwatnie do sytuacji polityczno-ekonomicznej naszego kraju, kubki smakowe najbliższych były traktowane różnymi kulinarnymi wynalazkami. Muszę zaznaczyć, iż poza latami osiemdziesiątymi wszystkie moje doświadczenia związane z kuchnią były pozytywne.
Kuchnię mojego
dzieciństwa i młodości określają przymiotniki:
europejsko-wschodnia, kresowa, podlaska. Była to fuzja kuchni polskiej, białoruskiej,
ukraińskiej, rosyjskiej, tatarskiej i żydowskiej. Jedzenie po prostu musiało być. Najlepiej
w domu, bo lepiej, taniej i w rodzinnej
atmosferze (choć do stołówki szkolnej chodziłam przez całą szkołę podstawową).
Obecnie dzięki
dostępności wszelkich egzotycznych produktów i przypraw, gotowanie w naszym
kraju, a co za tym idzie i w moim domu, stało się bardziej urozmaicone oraz
wyzwoliło dużo inwencji kulinarnej. Jednak w mojej kuchni, częściowo z rozsądku, częściowo z sentymentu do starych
smaków, dominują rodzime produkty, a w
czasie sezonu pełno w niej wszelkich kolorów pochodzących z ekologicznej działki
i miejskiego targu.
Prezentowane tu przepisy
nie będą skomplikowane. Nie będzie tu sztuki dla sztuki. Istotą przyrządzania
posiłków jest zaspokojenie podstawowej potrzeby ludzkiej – jedzenia i to
jedzenia przynoszącego nam zdrowie, a nie problemy. Pełny efekt uzyskamy, kiedy
uda się nam podać posiłek estetycznie i gdy zjemy go w miłej atmosferze, czego
Wam i sobie życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz